Losy ludności żydowskiej w gminie Ochotnica Dolna
27 stycznia to Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu
Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu został uchwalony w 2005 roku w celu uczczenia pamięci ofiar pochodzenia żydowskiego, pomordowanych w czasie II wojny światowej przez nazistowskie Niemcy. Datę obchodów wyznaczono na 27 stycznia – w rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz – Birkenau w 1945 roku.
Poniżej zamieszczamy fragment pochodzący z książki Ryszarda Dieszyńskiego, opowiadający o losie Żydów mieszkających na terenie gminy Ochotnica Dolna.
Na początku 1942 r. władze niemieckie przystąpiły do „ostatecznego rozwiązania sprawy żydowskiej”.
W Generalnym Gubernatorstwie Hans Frank 1 listopada 1939 r. wydał pierwsze rozporządzenie w sprawie majątków żydowskich. 28 listopada ukazało się następne zarządzenie – o powołaniu Judenratów i oznaczeniu Żydów żółtą opaską. Stopniowo zaczęły powstawać obozy koncentracyjne: w Chełmnie nad Nerem, Sobiborze, Treblince, Majdanku i Oświęcimiu, dokąd Niemcy kierowali również transporty Żydów z Rzeszy, Czech i Słowacji.
W powiecie nowotarskim zamieszkiwało około 4 tys. Żydów. Niemcy szybko usunęli ich z miejscowości wypoczynkowych. W 1940 r. obszar wokół Zakopanego został w ogóle zamknięty dla osób narodowości żydowskiej, potem rozszerzono go po Nowy Targ. W samym mieście utworzono getto.
Natomiast w Ochotnicy według spisu placówki RGO przebywało 169 Żydów (19 rodzin). Ich eksterminacja rozpoczęła się w kwietniu 1942 r.
Najpierw gestapo aresztowało właścicieli obu tartaków z ochotnicy Górnej, którzy od momentu zawładnięcia wioską przez okupanta pracowali w swoich przedsiębiorstwach jako robotnicy. Byli to doktor Edwart Apfelbaum i Aleksander Apfelbaum. Aresztowano ich pod zarzutem sabotażu i wywieziono do obozu w Oświęcimiu.
29 kwietnia 1942 r. w Ochotnicy zjawiło się dwóch gestapowców, jadących autem od strony Tylmanowej. Akurat dwaj piętnastoletni chłopcy, Bronek Leszczyński i Josek Fotsrer, sadzili drzewka wzdłuż drogi. Z samochodu wyskoczył młody gestapowiec.
– Wyście Żydzi?
– Tylko ja – odparł spokojnie spokojnie młody Forster, aczkolwiek na Żyda wcale nie wyglądał, ponieważ natura obdarzyła go blond włosami.
– To w takim razie pójdziesz ze mną – rzekł uprzejmie gestapowiec i wziął chłopca za ramię. Uszli niedaleko. Stanąwszy przed plebanią Niemiec wyciągnął pistolet i strzelił chłopcu w głowę.
Kilkanaście metrów dalej szło dwóch Żydów: Schlachet i Wenzelberg. Nieśli wiązki chrustu na opał. Na rękach nosili żółte opaski.
– Tym razem wiadomo z kim przyjemność! – krzyknął gestapowiec i oddał w ich kierunku dwa strzały. Były celne…
Potem gestapowcy udali się do budynku gminy żydowskiej. Znajdowało się tam akurat czterech radnych, wezwanych wcześniej telefonicznie. Niemcy kazali im opuścić budynek, a następnie ustawić się w szeregu.
– Wasze nazwiska?
– Sussmann, Hochauser, Kempler, Messinger.
Ostatni z nich był ojcem ośmiorga dzieci. W momencie gdy stał przed gestapowcami, podbiegł do niego jeden z synów, czteroletni Szlamek, i chwycił go za nogę. Gestapowiec odepchnął chłopczyka, aż upadł na ziemię i rozpłakał się.
– No, panowie Żydzi, teraz zobczaczymy, jacy z was sportowcy – rzekł ironicznie. – Przed wami parkan. Kto go przeskoczy uratuje życie. A więc zaczynajcie! Sussmann wziął rozbieg i próbował skoczyć. Kurczowo złapał się rękami za deski parkanu i zawisł na nim bezradnie.
– Oj, niedobrze! – zaśmiał się gestapowiec i strzelił do niego z pistoletu. Sussmann z jękiem osunął się na ziemię.
– Następny proszę! – rzekł zbrodniarz i zwrócił się do swego towarzysza:
– Teraz na ciebie kolej!
Drugi gestapowiec spokojnie, jak na strzelnicy, wymierzył do uciekającego. W momencie
gdy ten wdrapywał się na parkan, strzelił…
Po kilku minutach wszyscy czterej radni byli już zamordowani. Gestapowcy wsiedli do samochodu i pojechali w kierunku Ochotnicy Górnej. Tam zastrzelili jeszcze dwuastu Żydów. Ciała ich znaleziono potem na pastwisku, gdzie leżały tuż obok posterunku policji granatowej.
Mordercy odjechali. Następną krwawą wizytę złożyli gestapowcy w środę 1 lipca 1942 r. Przyjechali dwoma samochodami. Wśród nich znajdowali się: szef placówki szczawnickiej Arnold Schmisch, renegat Klimecki, pozostający na usługach tej instytucji, oraz sam SS Hauptsturmfuhrer Robert Weissmann, szef gestapo z Zakopanego. Widocznie przyłączył się do wyprawy. Chcąc sprawdzić, jak poczyna sobie jego podwładny, w którym upatrywał następcę na stanowisko w Zakopanem. Rok później Sehmiscch rzeczywiście został szefem gestapo w Zakopanem, Weissmanna zaś przeniesiono do Krakowa.
Samochody zatrzymały się na skraju wsi. Akurat na swoje nieszczęście przechodziły tamtędy Josek Fuhrman. Akurat na swoje nieszczęście przechodził tamtędy Josek Fuhrman. Sehmisch nie wahając się ani chwili zastrzelił go.
Samochody ruszyły dalej. Ledwie przejechały kilka metrów, Sehmisch krzyknął:
– Patrzcie, kto idzie: Żydówka w ciąży!
Gestapowcy zarechotali. Sehmisch wyskoczył z wozu. Żydówka na jego widok zbladła z przerażenia. Była to żona krwca Mangla.
– Jak się nazywasz? – spytał Sehmisch.
Manglowa ze strachy nie wykrztusiła z siebie ani słowa. Sehmisch wrzasnął, uderzając ją pejczem przez twarz.
– Nie chcesz mówić!? Ja cię zaraz nauczę!
Żydówka upadła, ale wnet podniosła się i trzymając za zakrwawioną twarz, nagle zaczęła wymyślać gestapowcom. Ci osłupieli. Nie spodziewali się. Szybko jednak opamiętali się. Sehmisch uderzył ją ponownie. Upadła. Wówczas doskoczyli i zaczęli ją kopać. Mangalowa jęczała, ale nie przestawała urągać hitlerowcom.
– Dosyć, panowie – rzek Sehmisch. – Niech ktoś wreszcie ją zastrzeli. Trzeba jechać do wioski, bo wszyscy Żydzi pouciekają…
W pobliżu posterunku policji mieszkała rodzina podrabina gminy żydowskiej Messingera. Jego Niemcy zdążyli już zamordować wcześniej. Gestapowcy zatrzymali się przed domem, po czym wpadli do środka. Rozległy się krzyki mordowanych i strzały. Po chwili było już po wszystkim…
Gestapowcy opuścili wieś. Wójt żydowskiej gminy Roman Fuhrman zawołał natychmiast naradę starszyzny.
– Gestapo co chwila wpada do Ochotnicy i morduje naszych współwyznawców – rzekł na wstępie – Hitler nienawidzi Żydów, to prawda, ale wszyscy dobrze wiemy, że jest jeszcze potęga, której nikt się nie oprze: złoty cielec. Gestapowcy też ludzie łakomi na pieniądze. Gdybyśmy tak im ofiarowali łapówką…
W szybkim czasie starszyzna żydowska w Ochotnicy zebrała 170 tys. złotych. Okazało się niestety, że ofiara ich była daremna.
27 sierpnia 1942 r. do wioski przyjechały wozy chłopskie umajone gałęziami. Tłum Żydów stał i przyglądał się. Nagle wyskoczyli gestapowcy i otworzyli ogień. Tłum rozbiegł się, zostawiając kilkanaście trupów na drodze.
Następnego dnia ogłoszono, że ostateczne wysiedlenie Żydów z powiatu nowotarskiego ma nastąpić 30 sierpnia 1942 r.
Wczesnym rakiem z Ochotnicy wyruszył tragiczny pochód ocalałej z pogromów gestapowskich garstki Żydów. Otwierała go żona Berka Wenzelberga. Ciągnęła ona wózek, na którym znajdowało się dwanaścioro małych dzieci. Były to sieroty po wymordowanych przed paroma dniami rodzicach. Już po wymarszu grupy przybiegł przed posterunek policji dwunastoletni chłopiec.
– Czy tutaj strzelacie Żydów? – spytał policjanta.
– A dlaczego pytasz? – zdziwił się posterunkowy.
– Bo ja chcę umrzeć tak, jak moi rodzice – odparł chłopiec.
Co stało się z nim potem, nie wiadomo. Może dołączył do grupy maszerujących, może próbował się ukrywać na własną rękę.
Żydzi, którzy pod eskortą żandarmów udali się do Nowego Targu, przechodzili po drodze istne katusze. W Łopusznej miejscowi esesmani, widząc pochód, wylegli z karczmy i zatrzymali kolumnę.
Zaczęła się dzika, bezładna strzelanina. Eskorta pozwoliła Żydom kryć się. Kto znalazł schronienie w przydrożnym rowie albo za drzewem, przedłużał swoje życie. Po pewnym czasie esesmanom znudziła się zabawa. Wrócili do karczmy, a konwojenci zabrali resztę ocalałych Żydów i zaprowadzili ich do miasta a cmentarz. Tam zostali rozstrzelani pod murem. Ci, którzy zostali w wiosce i ukrywali się, przeszli różne koleje losu. Na przykład część rodziny Wenzelbergów ukrywała się w górskiej kolibie nad Kudowskim Potokiem. Gestapowcy wykryli jednak ich kryjówkę. Wenzelbergów rozstrzelano.
Inni jednak ocaleli. Abraham Fuhrman znalazł schronienie u gospodarza Franciszka Ptaszka z Ochotnicy Dolnej. Adela Mangel miała kryjówkę u Jana Pleciaka z Jurkowskiego Potoku w Ochotnicy Górnej. Krzątała się po obejściu, udając służącą. Gdy przechodził tamtędy ktoś obcy, biegła na pole i ukrywała się pod kapliczką. Tak przetrwała wojnę[1].
Do masowych egzekucji ludności żydowskiej doszło także w Krościenku n/D. W 1941 r. i 1942 r. hitlerowcy dokonali na cmentarzu żydowskim (ul. Sobieskiego) masowych egzekucji Żydów[. Ciała 66 zamordowanych pochowano na cmentarzu.
W oparciu o literaturę fachową, księgi parafialne oraz relacje rodzin świadków tej tragedii udało się ustalić nazwiska osób spoczywających w mogile.
Również Żydzi z Łącka zostali w 1941 r. wywiezieni do getta w Starym Sączu i tam zginęli śmiercią tragiczną.
[1] Ryszard Dzieszyński, „Krwawa wigilia. Walka i martyrologia wsi Ochotnica”, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1980, s. 54 – 57.
Należy do kategorii: Artykuły, ciekawostki, Kultura, News, Wydarzenia
Ten post został napisany przez: