76 rocznica napaści wojsk hitlerowskich i słowackich na Polskę
Pierwsze dni września 1939 r. w Gminie Ochotnica Dolna
Dzisiaj przypada kolejna 76. rocznica wybuchy II Wojny Światowej. Jej niszcząca siła nie ominęła również Gminy Ochotnica Dolna. Jak wyglądały pierwsze dni po rozpoczęciu wojny w Ochotnicy Dolnej, Ochotnicy Górnej i Tylmanowej? Jak podają liczne źródła, mieszkańcy Gminy od samego początku podjęli aktywną walkę z wrogiem. Zapraszamy do zapoznania się z poniższym artykułem, który opisuje pierwsze 5 dni burzliwego września 1939 na terenie Gminy Ochotnica Dolna i okolic. Fragment pochodzi z książki Ryszarda Dzieszyńskiego „Krwawa Wigilia”.
30 sierpnia żołnierze kapitana Wróblewskiego wtoczyli na Wietrznicę jedyną starą armatę, pamiętającą jeszcze 1905 rok.
Ranek 1 września nastał cichy i pogodny. Żołnierze spokojnie zajmowali swoje pozycje. Dopiero po śniadaniu kapitan Wróblewski otrzymał telefoniczną wiadomość, że wojna się rozpoczęła.
O świcie pierwsze patrole wojsk hitlerowskich i faszystów słowackich (1 września 1939 roku premier – ksiądz Josef Tiso wydał swoim oddziałom rozkaz zaatakowania Polski. Nastąpiło to o godzinie 5.00 siłą trzech dywizji w kierunkach: podhalańskim, nowosądeckim i bieszczadzkim. 1 września 1939 1 Dywizja zajęła Jaworzynę oraz Niedzicę i posunęła się w ciągu kilku dni o 30 km, dochodząc 3 września wieczorem do Ochotnicy, a 4 września – do rejonu Zabrzeż – Rzeki, gdzie nawiązano kontakt ogniowy z jednostkami Armii „Karpaty”) przekroczyły granicę państwową na Spiszu. Kilka samochodów pancernych zmotoryzowanego pułku rozpoznawczego pojawiło się w okolicach placówki Polskiej Straży Granicznej w Łapszach Niżnych. Placówką dowodził podporucznik Kutaj. Na widok samochodów polecił swym żołnierzom zająć stanowiska obronne.
– Będziemy walczyć, jak długo się tylko da – powiedział. – Nasi na pewno przyślą nam wkrótce pomoc.
Rozgorzała walka. I oto samochody pancerne wroga nie mogły sobie dać rady ze słabo uzbrojonymi strażnikami. Niemcy rażeni celnymi strzałami zatrzymali się. Pomoc jednak nie nadchodziła. Po kilku godzinach zaciekłej obrony, kiedy strażnikom zaczynało brakować amunicji, podporucznik Kutaj zdecydował się na opuszczenie placówki. Oddziały 2 pułku 1 dywizji słowackiej przekroczyły granicę polską w rejonie Kacwina i Łapsz, ale nie zdążyły dopaść mostów na Niedziczance i Dunajcu, ponieważ cofający się żołnierze polscy spalili je.
Późnym popołudniem szpica niemieckiej 2 dywizji górskiej uderzyła z rejonu Spiskiej Starej Wsi, zajęła Niedzicę, a następnie przekroczyła Dunajec w okolicy Czorsztyna i natarła na miasteczko. Broniły go dwie drużyny KOP, które musiały się wycofać. Nieprzyjaciel opanował Czorsztyn, po czym ruszył na Kluszkowce i Maniowy z zamiarem dotarcia do Nowego Targu. Jednocześnie pod Sromowcami Niżnymi forsowała Dunajec czołowa 7 kompania II batalionu 140 pułku strzelców górskich z Kufstein, zgrupowana w Czerwonym Klasztorze. Po przejściu rzeki ruszyła na Krościenko i Szczawnicę.
Nad Dunajcem trwały walki. Grupa Straży Granicznej z Niedzicy przekradła się wieczorem przez pola niedaleko Czorsztyna. Ujrzawszy na szosie niemieckie pojazdy strażnicy stanęli niezdecydowani. Wtem ukazała się na polu jakaś postać. Strażnicy chwycili za broń, ale zobaczywszy samotnego niemieckiego mężczyznę w chłopskim ubraniu, opuścili lufy karabinów. Nieznajomy zatrzymał się, popatrzył się strażnikom, potem skierował wzrok w dół, na szosę.
– Czy znacie, gospodarzu, jakąś drogę, którędy można by się przemknąć? – spytał porucznik.
– Chodźcie za mną, panowie – oświadczył góral.
Był to rolnik ze wsi Maniowy, Franciszek Sikora. Przeprowadził on strażników znanymi mu ścieżkami przez góry, aż do Ochotnicy, przez którą wiodła jedyna jeszcze wolna od Niemców droga. W ochotnicy zjawili się również strażnicy z placówki w Łapszach Niżnych. Funkcjonariusze Polskiej Straży Granicznej byli pierwszymi żołnierzami polskimi, którzy starli się z wrogiem, a których widzieli mieszkańcy Ochotnicy. Potem strażników zaopatrzono w żywność i przeprowadzono do Kamienicy. W tym samy dniu 2 września niemiecka 7 kompania II batalionu wspomnianego 140 pułku strzelców górskich z Kufstein posuwając się górami opanowała rano prawie bez walki Krościenko. Stamtąd wysłała rozpoznania na Kłodne. Broniło się tam niewielkie zgrupowanie kapitana Wróblewskiego, składające się w tym czasie z 3 kompanii Baonu „Żytyń”, pomniejszonego o jeden pluton i jedną drużynę oraz kompanii Baonu Obrony Narodowej „Limanowa”, której również zabrano jeden pluton.
Żołnierze niemieccy maszerowali nader pewni siebie. Widocznie sądzili, że wojska polskie opuściły już ten rejon. Nie przeczuwając niczego, zbliżali się do polskich stanowisk. Można już było rozpoznać twarze żołnierzy ocienione hełmami. Wówczas kapitan Wróblewski zakomenderował:
– Cekaemy ognia!
Kolumna niemiecka stanęła, jakby piorunem rażona, po czym rozprysła się na boki. Strzelcy górscy do tego stopnia potracili głowy, że nawet nie usiłowali zająć pozy obronnych. Powoli i chaotycznie wycofywali się. Okazało się, że wróg nie jest taki straszny. Obrońcy przeżywali smak zwycięstwa odniesionego już w pierwszym starciu z nieprzyjacielem.
W tym samym jednak czasie inne oddziały niemieckie zajmowały już Szczawnicę. Strzelcy górscy z II batalionu naciskali na Straż Graniczną, broniącą miasta i zmusili ją do wycofania się na grzbiet Przehyby, w kierunku na Obiedzę – Jazowsko. W ten sposób w drugim dniu wojny wojska polskie utraciły już Pieniny, a oddziały hitlerowskie zaczęły się wciskać między armie „Kraków” i „Karpaty”.
Po południu 3 września wojska niemieckie ruszyły przez Knurów w Kierunku Ochotnicy. Polskie rozpoznanie lotnicze wykryło to. Powstała obawa, że główna pozycja pod Wietrznicą, zamykająca dolinę Dunajca i obsadzona na razie tylko przez jeden pluton Baonu ON „Limanowa”, może wpaść w ręce nieprzyjaciela, co z kolei zagrażałoby obrońcom pozycji na Kłodnem. W tej sytuacji w kierunku Wietrznicy wyruszyła kompania odwodowa Baonu „Żytyń”.
Tymczasem w samej Ochotnicy było spokojnie. Nie toczyły się tam żadne walki. Tylko samoloty niemieckie co chwila przelatywały nad wioską, usiłując widocznie wykrywać pozycje polskie. Placówka wojska znajdowała się ws stanie gotowości bojowej. Miała ona ubezpieczać obronę ugrupowania kapitana Wróblewskiego na prawym skrzydle. Na razie jednak nic się nie działo.
Przez Ochotnicą przechodziły grupy żołnierzy polskich z innych jednostek. Obrońcy wioski byli informowani, że nieprzyjaciel się zbliża, ale do wieczora Niemców nie było widać. Mieszkańcy Ochotnicy byli jakby odcięci od świata. Połączenie telefoniczne z Tylmanową przestało istnieć. Widocznie na skutek toczonych w okolicy walk uległo uszkodzeniu. Niemieckie wojska przeszły przez Dzwonkówkę i zagroziły polskim pozycjom usytuowanym na Królówce i Marszałku. Artyleria nieprzyjaciela zaczęła ostrzeliwać stanowiska polskie, bez większych wszakże rezultatów. W końcu Niemcy postanowili przedrzeć się przez Tylmanową wozami pancernymi. Gdy już dotarli w pobliże wioski, eksplodowały założone wcześniej miny, niszcząc kilka samochodów. Runęła skała, zwana Basztą, zasypując Niemcom drogę i tworząc jakby naturalną barykadę.
W tym czasie pluton Obrony Narodowej opuścił wzgórze Tarchały, pozycja była bowiem nie do utrzymania wobec miażdżącej przewagi nadciągających faszystowskich wojsk Tiso. Wojsko Polskie stawiało jeszcze opór w okolicy Osobia, ale w obawie przed okrążeniem wycofało się ostatecznie w kierunku Kamienicy, a także Nowego Sącza.
Nocą 4 września do Ochotnicy nadeszły wojska słowackie. Ukazały się one od strony Przełęczy Knurowskiej. Była ich nieprzebrana masa: piechurzy, kawalerzyści, artyleria. Stanęła koło kościoła. Tymczasem od strony Lubania wycofywał się polski oddział. Była to garstka zaledwie pluton. Dowodził nim podporucznik Stecki. Natknąwszy się na oddziały faszystów słowackich żołnierze polscy zmieszali się z nimi i nagle w środku nieprzyjacielskiej kolumny otworzyli ogień. Wybuchła panika. Przez noc Słowacy strzelali, niekiedy nawet do swoich. Tymczasem żołnierze polscy zdołali wydostać się z kolumny. Rozeszli się po wsi, chowali po stodołach. Mieszkańcy dostarczyli im ubrań cywilnych, także żaden nie wpadł w ręce Niemców.
Tymczasem pododdziały 2 dywizji górskiej z Kufstein nadal nacierały na Wietrznicę i trzymały pozycje polskie pod silnym, krzyżowym ogniem artylerii. Jedne polskie działo, stara trzy calowa armata rosyjska zostało rozbite. Nieprzyjaciel naciskał głównie na skrzydła, usiłując je obejść , gdyż natarcia czołowe zalegały pod silnym oporem obrońców. Tyrolczycy sforsowali jednak po pewnym czasie góry i przez Kamienicę przedarli się na tył pozycji polskich. Trzeba było ratować sytuację. Dowódca baonu KOP przerzucił samochodami z Rytra do Jazowska jeszcze jedną kompanię baonu „Limanowa”, stanowiącą ostatni jego odwód, ale po południu 5 września dowódca 2 brygady górskiej pułkownik Aleksander Stawarz uznał, że obrona linii Dunajca i Popradu jest dłużej niemożliwa, i zadecydował, że większość brygady ma być wycofana do rejony Grybowa oraz wzgórza na wschodnim brzegu rzeki Białej.
Wycofano też załogę polską spod Wietrznicy. Tymczasem w Ochotnicy faszyści splądrowali wiele domów i urząd gminny, po czym pochowali swoich żołnierzy, poległych w czasie walk. Potem wojska księdza Tiso opuściły Ochotnicę. Nastał czas okupacji niemieckiej.
Ziemie polskie znalazły się we władaniu wroga. Początkowo władzę na zagarniętych terenach Polski sprawował naczelny dowódca wojsk niemieckich na Wschodzie. Podbity kraj podzielono na cztery okręgi wojskowe (…).
Wójtem gminy zbiorowej Ochotnica została mianowany Antoni Ligas, mieszkaniec Tylmanowej. Od samego początku urzędowania pilnował rygorystycznie wykonywania wszelkich zarządzeń okupanta, chociaż – według opinii mieszkańców gminy – „Ludziom nie szkodził”.
Natomiast sołtysem Ochotnicy Dolnej został Jan Brzeźny. Postać ta, wielce zasłużona w czasie okupacji, zarówno dla mieszkańców woski, jak i dla ruchu oparu.